II Włocławek Półmaraton – 2015-10-11 – 01:31:47

Nim się obejrzałem nadeszła niedziela co oznaczało zawody we Włocławku. Miał to być dopiero mój drugi start w zawodach na tym dystanse w dodatku pierwszy na atestowanej trasie. Poprzedni to Półmaraton Św. Mikołajów  w Toruniu – na koniec 2014 roku – trasa nieatestowana i wg mnie trochę krótsza niż 21 km. Czas tamtych zawodów to 1h 36 min.

Do Włocławka jechałem z celem osiągnięcia czasu ok 1h 32 min. Nikt ze znajomych z którymi ścigam się regularnie mi nie towarzyszył, nie był to też bieg zaliczany do cyklu Grand Prix Województwa Kujawsko-Pomorskiego w którym startuję, więc jechałem zupełnie rozluźniony, bez spinania się, presji i pozytywnie nastawiony. Co więcej wiedziałem że pobiję też życiówkę, siłą rzeczy, gdyż mój wynik z Półmaratonu Mikołajów osiągnąłem będąc na zupełnie innym, niższym niż obecnie poziomie biegowym.

Dzień zaczął się klasycznie, jak większość dni startowych. Pobudka około czterech godzin przed startem – w tym przypadku oznaczało to 7.00. Banan, kawa, chwila przy komputerze, ubieranie i wyjazd. Pogoda była piękna – świeciło słońce, temperatura około 4 stopni. Jedyne czego nie widziałem przez okno a później mocno dało się we znaki to silny wiatr. Na szczęście trasa miała prowadzić po ulicach miasta, przez zabudowania które chronią przed wiatrem. Dodatkowo kilka zmian kierunków biegu, co gwarantowało że jeśli trafi się odcinek pod wiatr to również trafi się z wiatrem.

Po odbiorze pakietów startowych spędziłem chwilę w samochodzie instalując chip i numer startowy. Na około 30 minut przed startem udałem się na rozgrzewkę. Spokojny trucht, skipy, później przebieżki i na koniec lekkie rozciąganie.

Zostały 3 minuty do startu, ustawiłem się przed linią, strzał i ruszyliśmy. Zakładane tempo ok 4:21 min/km. Początek biegło się super, leciutko, czułem jakbym biegł tempem 5:00 min/km. To tylko odczucia gdyż zegarek wskazywał ok 4:20 min/km. Jedna interesująca rzecz z początku to to że podmuch wiatru zerwał mi czapkę z głowy – musiałem się zatrzymać i po nią wrócić. Szybko dogoniłem jednak swoją grupę. Do 4 km minąłem kilku zawodników i wypatrywałem kolejnych których mógłbym gonić. Mój wzrok zawiesił się na jednym z nich – biegł wg mnie moim tempem, może ciut wolniej. Skoncentrowałem się na pogoni za nim. To pozwalało zająć czymś myśli. I tak goniłem do 10 km. Ktoś jechał rowerem i podawał nam miejsca jakie mamy w danym momencie. Ja byłem 40. Biegło mi się cudownie, dzięki pogodzie, a przede wszystkim dzięki kibicom którzy dopingowali i bili brawo. Do każdej z tych grup posyłałem uśmiech i odwzajemniałem doping oklaskami. Mniej więcej od 11 km zaczęło robić się ciekawiej. Wbiegliśmy na most, zaczęło silnie wiać, odpadła mi jedna z agrafek przytrzymujących numer startowy. Minąłem mojego zawodnika na którym skupiałem się od początku i upatrzyłem kolejnego. Za nim trzymałem się długo, do około 17 km. Wtedy zaczął mi odjeżdżać, dodatkowo minęły mnie 2 osoby – jak się później okazało, koleżanka która zajęła 3 miejsce wśród Pań. Trzymałem się mojego zająca, który z każdym metrem oddalał się ode mnie. Minęliśmy 2 zawodników którzy wyraźnie osłabli. Zbliżał się 19 km, nie widziałem już mojego zająca ale na horyzoncie pojawił się kolejny słabnący zawodnik. Biegło się dobrze, ale czułem już zmęczenie, głowa zaczęła się odzywać, żebym przestał, że nie dam rady. Walczyłem z nią ile sił. Doganiałem słabnącego zawodnika. Mija 20 km, zbliżamy się do stadionu czyli mety. Wbiegamy na bieżnię – jeszcze 200 metrów. Spiker oznajmia że dobiega 3 miejsce wśród Pań. Zaczynam atak na zawodnika przede mną. Ruszam sprintem (tak mi się wydawało), rywal patrzy za siebie, widzi co się dzieje i również przyspiesza. Wytrzymuje 2 – 3 sekundy i odpuszcza. Ja już do końca mocno, wbiegam na metę, wygrywam o 2 sekundy z rywalem i zajmuję miejsce w pierwszej 40. Czas netto to 1:31:47. Życiówka i wielkie zadowolenie z osiągniętego celu.

Poniżej screeny z tempem każdego kilometra i trasą biegu.

PrzechwytywaniePrzechwytywanie2

Dodaj komentarz