Sobotnie (2015-10-03) tempówki 4 x 2km

Sobota – wreszcie weekend. Dla naszego kota jednak nie ma to najmniejszego znaczenia. Niczym zaprogramowany budzik punktualnie o godzinie 6:00 staje pod zakmniętymi drzwiami naszej sypialni i przeraźliwie głośnym miauczeniem daje znać że już poranek. Zastanawiam się czy robi to na złość czy z troski żebyśmy nie zaspali do pracy;) Żeby jeszcze tylko umiał odróżniać weekend od dnia w środku tygodnia…

Leżę jeszcze godzinę wysłuchując serenady kociaka. W końcu podnoszę się z łóżka. Pogoda piękna, słonecznie bez wiatru, tylko ta temperatura – chłodnawo tylko 4 stopnie. Jednak dopiero 7 i za chwilę zrobi się cieplej.

Dziś ostatni trening w tym tygodniu. Tygodniu innym niż wszystkie ze względu na redukcję kilometrażu. To będzie dopiero 3 trening w tym tygodniu. Poprzednie tygodnie to kilometraż rzędu 70 – 80 km i 5 – 6 treningów w tygodniu. Postanowiłem jednak coś zmienić.

26 września miałem zawody na 10 km na których chciałem pobiec 40:30. Wyszło 41:43. Przegrałem zawody między 7 a 8,5 km ale o tym i prawdopodobnych przyczynach porażki w osobnym poście.
Skutkiem słabszych zawodów jest rozpoczęcie 6 tygodniowego planu na wynik 40:00 w którym kilomtraż jest trochę mniejszy, waha się między 50 a 60 km.

Wróćmy jednak do dzisiejszego treningu. W planie tempówki. Najpierw ok. 3 km rozgrzewki tempem 05:20 – 05:30, potem 4 x 2 km po 04:00 min/km.

Wstaję zjadam batonik z suszonymi figami, banana i wypijam filiżankę kawy. Temperatura robi się przyjemna więc ruszam w drogę. Początek o dziwo wydaje się dość ciężki. Tętno dość szybko rośnie przy słabym tempie a dodatkowo odczuwam lekki ból łydek. Ból ten towarzyszy mi często po dniu przerwy w bieganiu. Trochę mam obawy jak pójdą te odcinki. Jestem mniej więcej na 3,5 km. Czas ruszyć. Przyspieszam – tempo docelowe 04:00 min/km. Dość szybko robi się niekomfortowo. Wiem jednak że to znowu mózg płata mi figle. Jestem wypoczęty i nie powinienem mieć problemu ze zrobieniem treningu. Pierwsza część zgodnie z planem – średnie tempo równiutko 4:00 km/min. Przerwa 5 min w truchcie. Jestem już zmęczony, za szybko. Czuję że może być gorzej. Ruszam drugą część. Zaczynam stosować techniki opisane w książce Gallowaya – Trening mentalny biegacza – powtarzam sobie pozytywne hasła – że jestem silny, że dam radę.

Biegnie się trudno ale znośnie, łatwiej niż pierwszą część. Kończę drugie powtórzenie – na tych 2 kilometrach średnie tempo 3:54 min/km. Jestem lekko zdziwiony gdyż było lżej niż na pierwszym powtórzeniu. Trzecia część podobnie jak druga – umiarkowanie trudno a tempo znów 3:54. Przerwa 5 min i ostatnie powtórzenie. Tu już są schody. Mocno walczę z głową. Jestem silny, wiem o tym, jestem zwycięzcą, płuca pracują, serce działa, mięśnie tłoczą krew – powtarzam w kółko;) Niespodziewanie szybko mija kilometr. Jeszcze tylko jeden, jeszcze tylko do znaku, potem do przejścia dla pieszych, do zakrętu, znów do przejścia i ostatnie 150 m do czerwonego śmietnika. Przyspieszam, wbiegam na metę;) Średnie tempo 3:55 min/km.

Koniec. Mocny trening wykonany idealnie – tempo utrzymane a nawet pobiegnięte ciut mocniej. Zostaje jeszcze 2 km truchtem do domu. To już przyjemność. Jest ciepło, słonecznie. Jutro przerwa a w poniedziałek 15 km spokojne bieganie.

Poniżej screeny tempa, tętna poszczególnych kilometrów.

tetnotempo  podsumoanie

Dodaj komentarz